Zastanawiam się, skąd w naszym kraju i między innymi w moim mieście bierze się tylu dresiarzy? Nie wiem, czy to jest wina wszechobecnej patologii, bezrobocia czy może wciąż stosunkowo niewielkiej chęci do studiowania przez perspektywę pracy albo jej braku po ukończeniu szkoły wyższej?
Obraz dresiarza (przynajmniej według mnie) przedstawia się następująco:
głowa ogolona na łyso, często popsute zęby, tatuaże na łydce, rzadko zdarzają się łańcuchy albo bransoletki, dres (nie zawsze firmowy), klubowy szalik, t-shirt albo smycz, sportowe buty albo klapki basenowe na skarpetki, no i przesiadywanie z piwem pod blokiem albo na klatce, mnóstwo przekleństw, robienie burd i ogólnie chamstwo.
Co można zrobić, żeby zachęcić tych biednych ludzi do zmian? Czy nie motywuje ich już to, że bycie dresem jest bardzo często wyśmiewane?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz