niedziela, 21 sierpnia 2011

Błąd nr 5: brak kultury

Ostatnio zrobiłam porządek na swojej liście kontaktów na gg, tzn. pousuwałam osoby, z którymi nie rozmawiałam. Jednak zdecydowałam się pokazywać swój status osobom spoza listy. I to był chyba mój błąd.

Napisał do mnie nieznajomy numer. Moja rozmowa z nim przebiegała mniej więcej tak:
- hej
- Kim jesteś?
- p****
- Jaki P****?
- znam cie z widzenia
- ?
Gdzie mnie widziałeś?
- w centrum. zapamietalem te sliczna buzke i szukalem kilka dni az znalazlem :)
- To może napisz coś o sobie... Masz nk albo konto na jakimś innym portalu??
W tym miejscu podał mi swoje imię i nazwisko, żebym go wyszukała, lecz to, co zobaczyłam, bynajmniej mnie nie zachwyciło :/ Zobaczywszy jego szkoły (zawodówka, a obecnie liceum zaoczne), nie zawiodłam się w tak dużym stopniu na jego prezencji, bo dla mnie był już skreślony jako potencjalny partner. Koleś kompletnie nie w moim typie.
Zanim na mnie ktoś wjedzie, że jestem materialistką, że patrzę na wykształcenie, które nie musi świadczyć o mądrości, proszę, aby przeczytał ten akapit. Nieraz się przekonałam, że wykształcenie, niestety, świadczy o chociaż minimalnym obyciu. W dalszej rozmowie z panem p. ten zapytał mnie o kluby w rodzinnym mieście, w których bywam. Ja odpowiedziałam, że obecnie nie imprezuję w naszym mieście, gdyż chodzę do klubów w innych miastach z ludźmi z roku, ale gdy jeszcze nie studiowałam, to byłam tu i tu. Na co on jako swoje imprezownie wymienił, przepraszam za określenie, najgorsze dresiarnie ;/ (rzucając przy okazji rażącymi błędami ortograficznymi, co mnie już totalnie zniechęciło do dalszej konwersacji) Wymienił m.in. tę imprezownię, w której pobili mojego kolegę (za sam wygląd! bo miał włosy na żel), oraz tę, gdzie pewnego razu przypałętał się do mnie łysy jegomość, który był moją udręką w drodze powrotnej do domu.
Gdy wychodziłam z tego "klubu" (sama, gdyż moje miasto nie należy do tych niebezpiecznych i w razie czego, gdyby coś, to wiem, jak się bronić), usłyszałam za sobą: "Taka piękna pani wraca sama?", no i podbiegł do mnie przeciętny, nie wiem nawet, czy nie brzydki, koleś ogolony na łyso w czapce i w bluzie z kapturem. Poszliśmy razem na dworzec. A że nie jechał żaden autobus, to zdecydowaliśmy się pójść na kolejkę. Zanim podeszliśmy na peron, on kupił sobie bułkę i kiełbasę. I gdy czekaliśmy na ten pociąg, on zaczął wsuwać to jedzenie, głośno mlaskając :/Wówczas odwróciłam się od niego i udawałam, że go nie znam. Podjechała nasza kolejka. Wsiedliśmy do niej, lecz ta się nie zatrzymała na mojej stacji. A jego była o kilka dalej. On powiedział, żebym jechała z nim, na co ja odparłam, że nie, że wysiądę na najbliższej. On zaczął nalegać i powiedział, że mnie odprowadzi na autobus :/Odmówiłam. On poprosił mnie o numer telefonu, ja się wykręciłam, że nie pamiętam tego numeru, bo to mój chwilowy i powiedziałam, że jeśli mu tak zależy, to może mi podać swój. No to podał i uwolniłam się od tego przybłędy. Ot, taka głupia historyjka. Co prawda ów łysy jegomość ukończył, zdaje się, LO albo LP, ale pracował i przebywał wśród dresów, co powinno było mi od razu powiedzieć, żeby jak najszybciej od niego uciec, to może nie naraziłabym się na słuchanie obrzydliwych odgłosów w trakcie spożywania przez niego pokarmu albo nalegania, żebym jechała do jego okolic, po czym zasuwała z powrotem do siebie w środku nocy :/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz