poniedziałek, 26 września 2011

Kozaczenie...

Ostatnio trochę za dużo pisałam o powierzchownej stronie robienia dobrego pierwszego wrażenia... Pora to zmienić :) Bowiem najbardziej wyszukany strój nie pomoże, jeśli zachowanie odpycha.
Dzisiaj rzecz będzie o kozaczeniu. Powiedziałabym, że kozaczenie to chwalenie się, popisywanie swoją rzekomą siłą, odwagą "sprytem" i/lub znajomościami podciągnięte pod agresję. Stwierdziłabym też, że to jedna z tych gorszych cech Polaków. Czym się różni chwalenie od kozaczenia się?

Chwalić czasem się warto, kozaczyć nigdy. Ale ludzie to robią, bo to podbudowuje ich ego. Moim zdaniem jak ktoś kozaczy, to znaczy, że ma jakieś braki w poczuciu własnej wartości i odreagowuje w taki głupi sposób.
Ostatnio, powiedzmy, miałam okazję obserwować takiego "kozaczynę". Nie będę zagłębiać się w to, w jakich okolicznościach go poznałam. Koleś mówił, że "dresiarze to CHLEB i sól tej ziemi" (hahaha!), chwalił się, że pracuje jako fizol w pewnej firmie i że udało mu się trochę zarobić na towarze, jaki tam oferują.
Ogólnie faceci (btw: ostatnio słyszałam, że w Krakowie to określenie obraźliwe... czy to prawda?) kozaczą tym, że udało im się coś ukraść, ściągnąć coś na sprawdzianie lub egzaminie, pobić kogoś albo tym, że znają największego koksa w mieście. Porządne dziewczyny na to nie lecą, bo świadczy to o upodobaniu mężczyzny do wpadania w tarapaty. Zresztą ów opisywany wyżej osobnik ma dziewczynę, która nic sobą nie reprezentuje - leci na samochody, sepleni i kopci jak lokomotywa. Także czy warto?

Zobacz też: Błąd nr 1: chamski podryw, Błąd nr 5: brak kultury, Wieśniak?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz